środa, 14 marca 2012

frytki, my love


Wracając dziś z zajęć do domu postanowiłem zahaczyć o pocztę na ul.11 listopada, żeby odebrać z niej przesyłkę. Ponieważ jednak kolejka okazała się być zdecydowanie dłuższa niż moja cierpliwość, prychnąłem tylko z pogardą i ruszyłem w stronę domu - z ciekawości obierając drogę, którą jeszcze nie szedłem. 
Teraz cofnijmy się w czasie o 4 minuty - znów idę na pocztę. Po drodze mijam jakąś kobietę z dzieckiem. Kobieta trzyma porcję frytek w papierowym trójkątnym opakowaniu. I wyjada je, jak mniemam, temu biednemu dziecku.
Wracamy do mojego spaceru na Stalową. Jakieś 35 metrów od poczty mijam okienko z kurczakiem z rożna, zapiekankami i... frytkami. Mała porcja 2,50, średnia 3,50, duża 4,50. Zamawiam średnie, na próbę. Po jakichś 2 minutach dostaję je - pachnące, dobrze usmażone i słone. I całkiem przyzwoita porcja! Coś wspaniałego.
Idę zatem dalej, szczęśliwy, z gorącymi frytkami w dłoni. Skręcam w Środkową. Wreszcie miałem okazję na spokojnie przyjrzeć się temu rarytasowi - jednemu z ostatnich w Warszawie oryginalnych drewnianych budynków. Wybudowany w 1915 roku, dziś ponoć stanowi siedzibę Ogniska „Praga” będącego filią Zespołu Ognisk Wychowawczych im. Kazimierza Lisieckiego „Dziadka”.

 

1 komentarz:

  1. Nie 'ponoć', a naprawdę znajduje się tu siedziba działającego od 1933 roku Ogniska "Praga".

    OdpowiedzUsuń