"Na rogu Konopackiej i Stalowej przed wojną był sklep kolonialny pana Bulkiewicza. Kupiec cieszył się wielkim autorytetem. Milczący, z nieodłączną angielską fajeczką, miał krzepę i był zdecydowany. Były to cechy cenione przez mieszkańców Nowej Pragi. „Pachniało tu winem, cukrem, cynamonem, wanilią i mieszanką egzotycznych przypraw. Z najszacowniejszymi klientami nie wdawał się w komitywę. Czasem tylko, gdy przyszedł jakiś typek po »szczeniacka « lub »małpkę « (czyli stugramową buteleczkę wódki), pan Bulkiewicz, nie wyjmując fajki, mówił krótko: - Nie sprzedam ci, chłopie! Znaczyło to, że facet podpadł panu Bulkiewiczowi. Może widział go bijącego po pijanemu żonę, może już był na gazie i pan Bulkiewicz uważał, że mu to powinno wystarczyć. Na wszelkie argumenty i prośby odpowiadał: - Nie sprzedam, idź, chłopie, jak ci radzę, do domu” - wspominał Zdzisław Kaliciński w książce „O Starówce, Pradze i Ciepokach”. Gdy ktoś się stawiał Bulkiewiczowi, ten wychodził z za lady, brał delikwenta za kołnierz i spodnie, otwierał nim drzwi i wyrzucał na ulicę, często przy wielkim entuzjazmie przechodniów."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz