Ach.
Naprawdę dawno nie byłem na takim koncercie. Na odwrót niż poprzedni - ten był
jedynie momentami nużący. Wydaje się, że przyczyniło się do tego kilka rzeczy.
Przede wszystkim gościnny występ z HOW HOW Piotra Kurka, który
na jakichś dziwnych urządzeniach tworzył naprawdę wspaniałe dźwięki. Poniósł on
- jak się zdaje - resztę zespołu. Zdecydowanie zdominował ten występ i chwała
mu za to. Ale byłoby niesprawiedliwe na tym poprzestać, reszta też dawała
czadu. Miron grający na kieliszku przytkniętym do mikrofoniku - coś
fenomenalnego, Filip z fantazją nadawał lub łamał tempo i momentami naprawdę
potężne brzmienie a Mateusz Franczak (z Daktari) uzupełniał
całość. Choć muszę przyznać, że jego akurat dziś najmniej było w całości
"czuć". Mam nadzieję, że fragmenty tego występu zostaną gdzieś
upublicznione (Miron!).
Fajne jest to, że każdy występ HOW HOW jest zupełnie inny, niepowtarzalny.
Dzisiejszy był tak udany na pewno częściowo też dzięki temu, że odbył się w
niewielkim, zamkniętym pomieszczeniu - bez hałasów, rozmów, telefonów etc. - co
pozwoliło większości ludzi wygodnie się rozsiąść i wczuć w tę naprawdę bardzo
udaną improwizację. W najlepszych momentach całego mnie nosiło i czułem
autentyczną radość. W słabszych zaczynałem rozmyślać o tym, że żałuję trochę,
że nie siedzę z chłopakami na scenie i nie wkręcam się tak jak oni w koncert...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz