wtorek, 24 kwietnia 2012

HOW HOW w planie b



Ach. Naprawdę dawno nie byłem na takim koncercie. Na odwrót niż poprzedni - ten był jedynie momentami nużący. Wydaje się, że przyczyniło się do tego kilka rzeczy. Przede wszystkim gościnny występ z HOW HOW Piotra Kurka, który na jakichś dziwnych urządzeniach tworzył naprawdę wspaniałe dźwięki. Poniósł on - jak się zdaje - resztę zespołu. Zdecydowanie zdominował ten występ i chwała mu za to. Ale byłoby niesprawiedliwe na tym poprzestać, reszta też dawała czadu. Miron grający na kieliszku przytkniętym do mikrofoniku - coś fenomenalnego, Filip z fantazją nadawał lub łamał tempo i momentami naprawdę potężne brzmienie a Mateusz Franczak (z Daktari) uzupełniał całość. Choć muszę przyznać, że jego akurat dziś najmniej było w całości "czuć". Mam nadzieję, że fragmenty tego występu zostaną gdzieś upublicznione (Miron!). 
Fajne jest to, że każdy występ HOW HOW jest zupełnie inny, niepowtarzalny. Dzisiejszy był tak udany na pewno częściowo też dzięki temu, że odbył się w niewielkim, zamkniętym pomieszczeniu - bez hałasów, rozmów, telefonów etc. - co pozwoliło większości ludzi wygodnie się rozsiąść i wczuć w tę naprawdę bardzo udaną improwizację. W najlepszych momentach całego mnie nosiło i czułem autentyczną radość. W słabszych zaczynałem rozmyślać o tym, że żałuję trochę, że nie siedzę z chłopakami na scenie i nie wkręcam się tak jak oni w koncert...


A poza tym chcę się pochwalić, że w obie strony pojechałem rowerem. Niby to nic takiego, ale kto mnie zna, ten wie, że takie kategorie jak "nic takiego" nie każdego dotyczą. A tłumaczę się dlatego, że po poprzednim wpisie jakiś tajemniczy kolega okrzyknął mnie niemal alkoholikiem (sic!). Z tego miejsca pozdrawiam moich obecnych i byłych przyjaciół, którzy  mnie lubią/przestali lubić właśnie za to ile w siebie (nie) wlewam alkoholu :D



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz