Rower stał zakurzony od półtora roku. Bez powietrza w oponach. Jak
niosła wieść - dętka pękła. Poważna sprawa. Dzięki namowie A. postanowiłem
dziś coś z tym fantem zrobić. Zadzwoniłem do specjalisty - Michała, który
polecił mi zdjąć przednie koło (dzięki czemu bez problemów znajdziemy do niego
nową dętkę). Zrobiłem jak kazał. Zadzwoniłem z pytaniem co z drugim kołem -
przecież w nim też nie ma powietrza. Niestety ze zdjęciem tylnego koła nie
poszło już tak łatwo, a konkretniej wcale nie poszło. Przez przerzutkę czy coś.
W końcu ustaliliśmy, że przyjadę z całym rowerem do Michała i tam z nim
powalczymy. Zamocowałem koło z powrotem. W tramwaju na szczęście było dość
pusto. Kiedy zaś z niego wysiadałem przednie koło roweru postanowiło odpaść (za
słabo je przykręciłem...). Tłok, samochody, koło odpada - dramat. Rower bez koła,
za mną tramwaj, który zaraz będzie ruszał. Na ratunek pospieszył mi jakiś
chłopak. Skręciliśmy koło, podziękowałem. U Michała usiadłem sobie w fotelu i
przyszło mi do głowy, że tak prawdę nie wiem wcale czy dętki są pęknięte, może
po prostu powietrze zeszło z kół przez te wszystkie miesiące. Jak się
później okazało, tak właśnie było. Wystarczyło napompować. Ale to nie jest
jedna z tych historii, w której bohater robi coś na marne! Byliśmy razem w
sklepie rowerowym, potem w serwisie. Zacząłem naukę nowego słownika -
rowerowego. A po wszystkim zjedliśmy w Okienku pyszne frytki z pysznymi sosami.
A wszystko to w pięknym kwietniowym słońcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz