Nocna przejażdżka rowerem. Tak, moja przejażdżka.
Jadę więc Krakowskim
Przedmieściem, godzina 01:00. Mijam straż miejską, potem policję. Kolejną.
Kolejną.
Jadę dalej.
Przy przystanku PLAC
ZAMKOWY jeden z jeżdżących tam i z powrotem radiowozów dogania mnie i pan
policjant daje mi znak, żebym się zatrzymał. Zatrzymuję się, wyciągam słuchawki
z uszu.
Pan
policjant pyta skąd jadę. (A przecież o wiele ciekawsze jest dokąd jadę!)
Odpowiadam. On pyta skąd konkretnie. Odpowiadam (trochę naginając jeden z
faktów, ale tylko po to, żeby zaśmiać się potem w duchu). On na to, że
jest zimno. Ja na to, że owszem, a ja bez czapki i proszę - co za czuprynę mam
na głowie. On na to czy spożywałem alkohol. Ja, że nie. On na to czy mam
dokument, ja że oczywiście. Daję. Sprawdza i przekazuje koledze, który wpisuje moje dane do
jakiegoś notesu. Pierwszy tymczasem mówi, że sprawdzimy kontrolnie poziom
alkoholu. Łobuz. Wyciąga alkomat. Ja na to, że bardzo chętnie, bo nigdy tego nie robiłem, ale
czy to jest aby na pewno czyste? On mówi, że tego się nie dotyka, tylko się
dmucha. Super. Uprzedzam, że jestem chory. Nie szkodzi. Dmucham. Piszczy i przestaje
(urządzenie, nie policjant). Wszystko w porządku! Kto by pomyślał. Na to drugi
kończy spisywać dane i pyta czy jestem spokrewniony z byłym prezydentem
Warszawy. Uczył się chłopak historii. Mówię, że nie - chyba, że o czymś nie
wiem.
Po wszystkim ruszyłem
dalej, do siebie. Jazda przez most to zawsze wyjątkowo przyjemna chwila,
zwłaszcza z Radiohead w uszach i wielkim, zamglonym księżycem w oczach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz