czwartek, 31 maja 2012

Świadkowie J.

Dziś rano odwiedziły mnie dwie panie, świadkinie (?) Jehowy. A ponieważ nie mam w zwyczaju unikać rozmowy z ludźmi (chyba, że ich nie lubię), zwłaszcza obcymi (zwłaszcza takimi, co do których wiem, co się będzie między nami działo - to zawsze przyjemne patrzeć jak rozwija i modyfikuje się scenariusz takiej sytuacji). Moje określenie się jako niewierzący jedynie zachęciło je, co zrozumiałe, do zaostrzenia środków perswazji. I tak oto jako pierwsze działa - nie wiem czy to przez to, że noszę okulary - wystawiły naukę. To bardzo paradoksalne i zabawne, że użyły argumentu "z autorytetu" jakim jest nauka, kiedy wiadomo przecież powszechnie, że nie idzie ona za bardzo w parze z religią. Pierwszy cytat miał zapewne zbić mnie jednak z tego tropu, a brzmiał on: "Nauka bez religii jest kaleka, religia bez nauki jest ślepa" (A. Einstein, któż by inny! Moc argumentu podwojona słynnym nazwiskiem. Ciekawi mnie teraz czy wiedzą, że był żydowskiego pochodzenia, może gdyby wiedziały – wykreśliłyby go z listy autorytetów). Piękny aforyzm, nie da się ukryć.
Może napiszę też w kilku słowach coś o tych dwóch paniach, bo kilka rzeczy wydało mi się charakterystycznych. Wiek na oko 60. Siwe włosy, schludnie, acz „ciotkowato” (w znaczeniu pokrewieństwa ;) ) ubrane i pachnące (stara szafa). Sandały + rajstopki. Spódnice. Kolory beżowo-złocisto-szaro-kremowe (czyli właściwie jedno i to samo). Mówiła jedna (bodajże Jadzia [jak wyłapałem z jednej z jej opowieści]), patrząc głęboko w oczy z wyrazem przejęcia/zatroskania na twarzy. Miała narysowane brwi, na nosie okulary. Pod pachą teczka z gazetkami i jakimiś papierami. Druga w ciszy patrzyła głównie na nią, przytakując z uśmiechem (ewidentnie się z nią zgadzała!), ze dwa razy dopowiedziała lub powtórzyła coś ze słów pierwszej.
Wróćmy jednak do dyskusji. Próbowałem, niestety bezskutecznie, opowiedzieć tym dwóm paniom o Kuhnowskiej teorii rewolucji naukowych (jako uzasadnienie mojego sceptycyzmu wobec przytaczanych przez nie zdań napisanych/wypowiedzianych przez jakichś fizyków). Nasza rozmowa przypominała jednak mniej więcej taką wymianę zdań:
JA: 2+2=4, tak?
JADZIA: Drzewo.

                      


Szybko więc poddałem się i postanowiłem przyjąć postawę bardziej bierną, zadając jedynie kłopotliwe – jak mi się przynajmniej wydaje – pytania dotyczące pewnych kwestii (stały repertuar: Zagłada, teodycea, wszechmocność i wszechwiedza, etc.). Wiele z odpowiedzi bardzo mnie rozczarowało, myślałem, że są lepiej przygotowane. Nie wiem na przykład jak chcą zachęcić młodego, w miarę wykształconego człowieka twierdząc, że Żydzi, którzy zginęli w Zagładzie – krótko mówiąc – odrzucając Pana Naszego sami się o to prosili. Amen. Odpowiedziała tak mimo tego, że uprzedziłem, by uważała co teraz powie… Kiedy zaś spytałem o dzieci (one przecież były za małe by odrzucać nawet tak nieprawdopodobne postaci literackie) – zginęły z winy rodziców. Hm! Pani Jadzia próbowała mnie też przekonać, że wszelkie zło na świecie istnieje z powyższego powodu (odrzucenia przykazań boskich, nie przez Żydów!). Dziwny to Pan, który – będąc wszechwiedzącym (wie zatem co zrobią ludzie) – nadaje im wolną wolę, by potem przez tysiąclecia patrzeć jak się zarzynają…
Bardzo podobały mi się szalenie barwne przykłady, które przytaczała, np. o tym, że kiedy w klasie jest jakieś dziecko, które nie zgadza się w jakiejś kwestii z nauczycielem, może on wyrzucić je z klasy albo – jako mądry pedagog - zostawić i poprosić to dziecko o uzasadnienie swoich racji. Ten przykład ma przekonywać do tego, że Pan Bóg zostawia nam wolną rękę i daje jedynie szansę, miło to z jego strony, by być dobrymi. Ten przykład też mnie nie przekonał.
 Bardzo chciałem opowiedzieć im o tych różnych książkach, które zrobiły ze mnie w wielu kwestiach relatywistę, polecić im Nietzschego, Marksa, Freuda, Foucaulta, Bourdieu, Levi-Straussa i innych. O wiele ciekawsze byłyby wtedy rozmowy ze świadkami Jehowy! Uznałem jednak, że zbyt irytuje mnie rozmowa z nimi, poza tym nie jestem wcale na tyle kompetentny by wykładać im wszystkie te teorie, co, zważywszy na stan szczelnego zasklepienia ich umysłów, byłoby szalenie trudne.
Trwało to chyba z 45 minut i kiedy wróciłem do mieszkania, i spojrzałem na zegarek okazało się, że za moment zaczynają się zajęcia z socjologii kultury. Przepadły więc, ale nie na darmo! Pani Jadzia zadeklarowała się, że przyniesie mi – na moją uprzednią prośbę rzecz jasna – specjalną gazetkę pt. Ateizm w natarciu! Przyda się do magisterki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz