Spacerując
dziś (bardziej służbowo niż jakkolwiek inaczej [tak, mam pracę!]) po Stalowej,
zobaczyłem, że otwarta jest księgarnia na rogu Środkowej. Postanowiłem,
kierując się własną (i służbową) ciekawością, zajrzeć tam wreszcie, bo jakoś
nigdy tego nie zrobiłem – zniechęcony marną wystawą. Pomyślałem, że a nuż uda
mi się jakoś wesprzeć to miejsce, jeśli tylko dowiem się o nim czegoś ciekawego.
Wszedłem więc do środa, trzymając pod pachą zakupione chwilę wcześniej dwie nektarynki
i przepyszny (popijam go właśnie, polecam) napój gazowany o smaku pomarańczowym "Krzyś" (na naturalnej wodzie mineralnej Jurajska!). Jeden litr za 2,50 zł (butelka
zwrotna 50 gr).
W
dość brzydkim pomieszczeniu, za ladą, pochylały się nad kasą dwie panie w średnim
wieku. Uśmiechnięty powiedziałem o co chodzi. Na to jedna z kobiet,
najwidoczniej właścicielka, powiedziała grobowym tonem, że „nie było jej tu
przez miesiąc, jest chora i nie może nic mi powiedzieć”. Druga wyraźnie się na
to speszyła. Powiedziałem, że może, gdyby mi pomogły, udałoby się jakoś
przyciągnąć nowych klientów. Chwila ciszy. „Za parę miesięcy zamykam to miejsce
– powiedziała bez wyrazu pierwsza, patrząc na mnie zza okularów błękitnymi oczami
– Może pan napisać co najwyżej o umierającej księgarni”.
Umierająca księgarnia to świetny pomysł na opowiadanie. Jeżeli zadowala Cię jedynie ta krótka (lecz, jak widać, całkiem inspirująca) notka (+ rekomendacja zacnego soczku, którego nie omieszkam spróbować), pozwól, że sama coś skrobnę.
OdpowiedzUsuńNie mam absolutnie nic przeciwko temu, zwłaszcza, że nie wiem kim jesteś :) powodzenia! chętnie potem przeczytam - mikstarzynski@gmail.com
OdpowiedzUsuńDobrze, jeśli się kiedyś odważę (i jeśli opowiadanie w ogóle powstanie), to na pewno dam Ci je przeczytać. A jestem jedynie skromną, stałą czytelniczką Twojego bloga, nie znamy się, choć czasem widujemy na uw :)
OdpowiedzUsuńNie ma się czego bać ;) czekam zatem! i cieszę się, że ktoś "stale" tu zagląda :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń