środa, 29 sierpnia 2012

wędrowny zakład fotograficzny - misja ukończona

 maluch widmo



 spróbowałem pomidora!!! i potwierdziło się, że ich nie lubię



Miałem przyjemność przez kilka dni towarzyszyć Wędrownemu Zakładowi Fotograficznemu, czyli podróży Agnieszki po Podlasiu. I okazało się to o wiele cenniejszym doświadczeniem niż przypuszczałem. Dla takiego mieszczucha jak ja, choćby częściowe zanurzenie się w realiach codziennego życia mieszkańców kilkuosobowych wiosek tzw. Polski B, było prawdziwie wstrząsające. Różnica między wiedzą teoretyczną, a zobaczeniem/usłyszeniem czegoś osobiście jest kolosalna. Bo przecież wiadomo, że w wiosce przy białoruskiej granicy przelewać się nie będzie. Ale kiedy siedzi się u kogoś na podwórku dwie godziny i słucha opowieści o tym jak było, a jak jest – staje się to wstrząsającym doświadczeniem. Ten zaledwie tydzień na prowincji był też dla mnie jednym z pierwszych wyjazdów, podczas których miałem okazję (a zasługa to Agnieszki, nie moja) „być z ludźmi”, co po kilku latach studiów kulturoznawczych było szczególnie interesujące. Wrażenia zatem i wspaniałe, i straszliwie przygnębiające…




 dwór Jodłówka




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz