Ciekawa
rzecz. W miarę. Otóż kupiłem ostatnio „Przekrój”, jako że ma to być jeden z
ostatnich „Kurkiewiczowych” numerów. Trochę z poczucia, że wypada (przecież
cieszyłem się, że ten słynny tygodnik skręcił tak bardzo w lewo), trochę – jak
zwykle – dla mistrza Raczkowskiego, i wreszcie dlatego, że jest w nim artykuł o
Gombrowiczu (bo szczerze mówiąc formuła, jaką przyjął „Przekrój” okazała się i
dla mnie zbyt lewicowa w tym sensie, że przerasta moje możliwości czytanie co
tydzień tylu stron o tych samych, powtarzających się regularnie problemach
społecznych – nie po to kupuje się prasę, po to jest dziś internet!).
Wracając do
tematu…Siedząc więc w najlepsze, za przeproszeniem, na kiblu przeczytałem
artykuł Klementyny Suchanow pt. Jak
przemytnik został pisarzem o Gombro w moim mniej więcej wieku. Pocieszył
odrobinę fakt, że geniusz literatury też nie miał wtedy pojęcia co robić. Ale
mniejsza z tym – moją uwagę zwrócił przede wszystkim następujący fragment:
„Gombrowicz rusza
do Perpignan, miasta leżącego u stóp wschodnich Piernejów. […] Wyjazd ten okaże
się kluczowym momentem w jego «stawaniu się» pisarzem. […] Jedzie nocnym
pociągiem w stanie «wrzenia», «pełen fermentów» po wydarzeniach paryskich i
niby nie zdarza się nic niezwykłego, ale tej właśnie nocy uzmysławia sobie coś
ważnego: «Stało mi się jasne i oczywiste, że będę artystą, pisarzem». […]
Rankiem wjeżdża do Langwedocji, mija Narbonne, […]dojeżdża do Perpignan, skąd
dociera do celu podróży – do górskiej miejscowości wypoczynkowej Le Boulou”.
I następny
akapit:
„Gdy
Salvador Dali, mieszkający niedaleko za hiszpańską granicą, dojeżdżał ze
swojego Figueres do stacji w Perpignan, miał podobne odczucia: «Nachodziły mnie
najgenialniejsze pomysły w moim życiu. Już kilka kilometrów wcześniej, od Le
Boulou, mój mózg znajdował się w stanie wrzenia, ale w momencie dojazdu do
Perpignan dochodziło do prawdziwego wybuchu, do osiągnięcia najwyższych i
najbardziej subtelnych szczytów imaginacji».
[…] Nie odnajduję dzisiaj tego magnetyzmu, gdy wysiadam na stacji w
Perpignan. Ale podnieca mnie myśl, że oto docieram – poprzez powietrze, twarze
ludzi, pamięć bruku, smak gęstego czerwonego wina – do wczesnych doznań młodego
Witolda”.
Kiedy to czytałem, przyszło mi do głowy, że to dość zaskakujące, zwłaszcza „to samo powietrze” i „twarze ludzi” (przypomnę, że mowa o latach dwudziestych XX wieku). Czy bruk coś pamięta, trudno orzec. Ale kontynuując – dziś zabrałem się za lekturę książki Praski elementarz Aleksandra Kaczorowskiego (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012, wydanie II). Autor wspomina jak szukał w Pradze mieszkania Hrabala. Niestety się spóźnił, budynek zrównano z ziemią. Kaczorowski pisze jednak: „Widziałem później ten dom na zdjęciach (także na taśmie filmowej), więc wiem z grubsza, jak wyglądał. Z ulicy wchodziło się w bramę, a potem korytarzem na wewnętrzne podwórko i dopiero nim dochodziło się do oszklonych drzwi dawnej kuźni, w której Hrabal mieszkał przez ćwierć wieku, do wiosny 1973 roku. Chciałem zobaczyć to miejsce. Po co? By się przekonać, czy ma ono jakieś cechy szczególne, czy drzemie w nim jakaś ukryta energia, czy bije tam jakieś tajemne źródło inspiracji” (s.15/16). No właśnie, znów to samo – i Suchanow, i Kaczorowski sugerują, jakoby w konkretnej przestrzeni związanej z bohaterami ich tekstów dziać się miało coś szczególnego, tajemniczego i inspirującego (przecież nie tylko Gombro, ale i sam Dali!). Jak gdyby otaczała je aura czy wręcz sacrum…
Dalej, z Praskiego elementarza: „Bo czy to
możliwe, by te wszystkie niezwykłe historie, ci wszyscy niezwykli bohaterowie
książek Hrabala i on sam spotykali się w miejscu całkiem zwyczajnym? A jeśli
nawet było zwyczajne, zanim się tam pojawili, czy to możliwe, by wszystko po
nich zniknęło bez śladu, by jedynym śladem była literatura?”. Lekki uśmieszek
pojawił się na mojej twarzy, kiedy przeczytałem to ostatnie zdanie – bo jakżeby
mogło być inaczej jeśli chodzi o Czechów? Nadzwyczajnie?
Strasznie
miesza się tutaj wspomnienia, rzeczywistość i literaturę, od których żąda się z
jednej strony materialności, z drugiej – jak rzekłby Levi-Bruhl – mistyczności.
Dworzec w Perpignan nie wzbudził w autorce tekstu o Gombrowiczu fali
natchnienia (ani tym bardziej geniuszu), ale „pamięć bruku” przecież istnieje.
Mniejsza z tym czy od 100 lat nikt tegoż bruku tam nie zmienił. Skłania to
wszystko do refleksji nad siłą literatury, tym, jak wpływa ona na postrzeganie
przestrzeni – jak „kawałkuje” ją i nadaje jej rozmaite znaczenia. Ale nie chce
mi się już dalej pisać – wracam do czytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz