Na moim podwórku, a
dokładniej na konglomeracie podwórek, niemal codziennie zobaczyć mogę
kilka-kilkanaście osób, w dużej części moich sąsiadów. Pod ścianą budynku obok
(tego obrośniętego bluszczem) stoi coś przypominającego kanapę, na której
siadają zwykle "matki" i ich koleżanki. "Ojcowie" z
kolegami stoją nieopodal, zazwyczaj koło 2-3 samochodów. Na maskach stoją
piwka, z wnętrza aut dobiegają hity polskiego disco-polo i hip-hopu. Dość
głośno. Ale uznajmy to za chwalebną partycypację w kulturze. Są też dzieci,
które ganiają się po podwórku i - sądząc po licznych i dosadnych krzykach
"matek" - rozrabiają, wbiegają pod samochody etc. Na razie bez
dramatów. Spotkania są wielogodzinne (np. od 13 do 20), z piciem i jedzeniem.
Znane określenie "kultura wolnego czasu" nabiera tu nowej jakości.
W tym uciążliwym momentami
precedensie warto dostrzec jednak jakieś plusy - można by zaryzykować tezę, że
praskie podwórka (bo moje nie jest w tym wyjątkowe) są przeciwieństwem
sztandarowego przykładu (tu mała dygresja a propos sztandarowych
przykładów - STÓŁ prześciga moim zdaniem absolutnie wszystko w wyścigu na
podium najczęściej przytaczanych przykładów [zwłaszcza na zajęciach
okołofilozoficznych, z filozofią języka na czele...]) "złej"
infrastruktury mieszkaniowej, a więc zamkniętych, chronionych osiedli. Pod moim
oknem nie tylko kwitną bowiem więzy lokalnej społeczności (choć
trudno mi na razie ocenić na ile jest to zamknięta grupa), ale też w pomysłowy,
bricolage'owy sposób wykorzystuje ona zastaną przestrzeń - pojawia się
współpraca i poszanowanie dla jej efektów. Ważne wydaje mi się też to, że
dzieci tych ludzi mają okazję zasmakować całodniowych zabaw na podwórku, co i
ja uskuteczniałem swego czasu (wspominam to z prawdziwą nostalgią). Ruch, gra i
zabawa - tak ważne w rozwoju - to coraz rzadziej obecne w życiu dzieci elementy
(tak przynajmniej twierdzą "eksperci", którzy nudzą o tym od dwóch
dni w TokFm). Nie ma placu zabaw? Co z tego! Jest śmietnik, są jakieś kartony,
patyki, drzewa, etc. - można zbudować bazę, a przecież to o wiele ciekawsze niż
zjeżdżanie ze zjeżdżalni... O dziwo nie ma tu też żadnych kamer (co wtrącam
oczywiście pół żartem jedynie w kontekście zamkniętych osiedli), żadnych budek
ze stróżem, żadnych zakazów (nawet gdyby były - to co?), szlabanów itd.
Bardzo jestem ciekaw
czy w nadchodzących wakacyjnych miesiącach ktoś wyciągnie na podwórko stół
(tak, stół...) i grilla...
po raz kolejny jestem pod wrażeniem stylu. nic więcej nie można dodać - zaglądam regularnie jak tylko sobie przypomnę ;)
OdpowiedzUsuńwielkie uznanie.
bardzo mi miło! polecam zatem dodanie strony do ulubionych, będzie o sobie częściej przypominać ;)
OdpowiedzUsuń